sobota, 28 listopada 2015

Podróżnik

Tak było. Zdjęcie pochodzi STĄD
Moją pasją jest wędrowanie po górach. W czasie wakacji udało mi się pobić dotychczasowy rekord i przejść 26 kilometrów. Duże wyzwanie dla moich ośmioletnich nóg i równie wielkie dla rodziców, którzy musieli słuchać wydawanych przeze mnie okrzyków protestu. Na początku głośnych a potem już tylko cichych pojękiwań steranego górskim życiem nieszczęśnika. Mama kilkakrotnie mówiła, że już tego nie wytrzyma i skoczy w przepaść albo mnie zamorduje. Nie wiem co byłoby gorsze, bo za nic nie chciałem widzieć mojej mamy skaczącej do przepaści ale też nie bardzo miałem ochotę by zostać pozbawiony życia. Na całe szczęście jakoś obeszło się bez takich radykalnych rozwiązań.
Z górami to jest taka dziwna sprawa. Jak wchodzę pod górę to mam wrażenie, że ich nie cierpię ale gdy wracam do domu i już nigdzie nie muszę się wspinać tylko mogę do woli chodzić po płaskich powierzchniach strasznie za nimi tęsknię. I za powrotami ze szlaku. I za mamą, która żeby odciągnąć moją uwagę od bolących nóg opowiada wtedy śmieszne historyjki a nawet śpiewa chociaż twierdzi, że śpiewać nie umie. Ja tam lubię słuchać piosenek mamy. Szczególnie kiedy zrozpaczona, podobno mną, zaczęła przypominać sobie dziwne wierszyki i pioseneczki z czasów gdy była mała. Wyobrażacie sobie: mama mała? Taka dziewczynka z warkoczykami i kokardkami? Zupełnie mi się nie mieści w głowie, że mogła tak kiedyś wyglądać. To wręcz niewiarygodne i nieprzyzwoite. Mama zawsze powinna wyglądać Jak... No mama właśnie. Wracając do piosenek, zaczęło się w Bieszczadach. Wracaliśmy z Tarnicy. To najwyższa góra w tamtej okolicy. I muszę wam powiedzieć, że jest jeszcze wyższa gdy się człowiek na nią wspina. Nigdy nie wierzcie rodzicom gdy w takich sytuacjach zaczynają wam mówić, że to już niedaleko, że zaraz będziecie na miejscu. Już ja znam to ich blisko! Gdy tata mówi, że już docieramy dopiero zaczynam się niepokoić. Bo to oznacza tylko jedno: chce mieć spokój i woli takie zmodyfikowanie rzeczywistości. Sam to tak nazywa a znaczy to tyle, że po prostu będzie boleć, bo jeszcze kawał drogi przed nami ale nie należy o tym mówić głośno. Bo ktoś może zacząć jęczeć. Ktoś czyli ja. Ale wróćmy do piosenek. Zadziwiające jak zmęczenie i wykończenie doskonale wpływa na pamięć. Nie każdego rzecz jasna ale mojej mamy a i owszem. Gdy do tej pory pytałem o to co zabawnego śpiewali, w co się bawili odpowiadała krótko albo opędzała się ode mnie jak od natrętnej muchy. A tu proszę wystarczyła jedna mordercza wyprawa i pamięć wróciła. Prawdziwy cud. Usłyszałem o żuczku co to poszedł za chałupkę, o ptaku kakadupapuka, o dziób dziubie... Z tych dzieci co to teraz są poważnymi mamami i tatusiami to musiały być kiedyś niezłe numery. Wniosek z tej podróży jest taki, że żeby dowiedzieć się od rodziców czegoś naprawdę ciekawego trzeba ich najpierw solidnie zmęczyć. Ciekawe czego dowiem się w przyszłym roku. Wtedy też zamierzam pobić swój rekord i przejść za jednym zamachem 30 kilometrów i być najbardziej wysportowanym chłopcem na świecie. Oby tylko w okolicy nie było żadnych przepaści, bo już wiem, że bez jęków się nie obejdzie a z mamą i jej pomysłami to nigdy nic nie wiadomo.        

8 komentarzy:

  1. Dzień dobry :) Jestem mamą Tymka i razem postanowiliśmy opowiedzieć Wam tę historię. JA tylko pomagałam technicznie :) Pomysł jest Tymka, wykonanie troszkę moje :) Zapraszam do zaglądania, będzie się tu sporo działo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję Tymku pokonania tak długiej trasy i wytrwałości. Ależ ty chłopie masz życie! Rodziców podziwiam za cierpliwość. I nie zgadzam się na żadne przepaście. Kto będzie wtedy spisywał te wszystkie historie?
    Krysia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Tymoteuszu, jestem duuuuuuuuuuużo starsza od Ciebie, ale mam podobnie. Z jednej strony wędrówki to moja pasja(oprócz fotografii) ale coraz częściej muszę sobie powtarzać, że już bliziutko, tylko kilka kroków i będzie cel osiągnięty, ale gdzie tam idę i idę a końca nie widać. Jednak zdobycie celu - radość wielka. Życzę Ci zdobycia wielu szczytów, niekoniecznie od razu tych najwyższych. A rodziców masz superanckich.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z górami mam podobnie. Przeraża mnie wysiłek jaki trzeba włożyć żeby się na nie wspiąć ale jak pomyśle o widokach jakie są na szczycie idę i też nieraz śpiewam:-)
    Ale takiej odległości jak Twoja jeszcze nie udało mi się pokonać. Gratuluję i podziwiam bardzo:-)
    Świetna z Was rodzina kochani:-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Góry to najlepszy "plac zabaw" jaki znam. A jak to na placu zabaw jest fajnie i radośnie. Można się wyhasać do upadłego. Ale też należy być ostrożnym i odpowiedzialnym. Jestem pod wrażeniem Twych osiągnięć, szczególnie roztoczenie opieki nad swymi rodzicami tam na górskim szlaku zasługuje na szacunek. A Ty masz tylko osiem lat! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękną pasję sobie wybrałeś :*
    Ja z mężem i moją mamą zarażamy wędrówkami naszą córeczkę Nikolkę (która ma trochę ponad 3 latka). Jak na swoje malutkie nóżki sporo przeszła, ale zdradzę Ci jej sposób na pokonywanie tych "już blisko-według rodziców" odcinków, kiedy nogi błagają o koniec. Staramy się zabierać ze sobą czekoladę, ostatnio była to taka z wiórkami kokosowymi. Umowa była taka, że liczymy kroki (osoby dorosłej) i padało z ust Niki: "mama daj kokosa". Wtedy pół kosteczki czekolady lądowało w buzi, a jak wiadomo czekolada dawała siłę na następne 30-50 kroków. ;)

    Gratuluję osiągnięć i trzymam kciuki za następne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. pojękiwań steranego górskim życiem nieszczęśnika...
    Sterany górskim życiem... pękłam :)
    taki to ci los ośmiolatka hihi.
    Trzymam kciuki za podróże ta małe i duże i bloga.
    Ciepło pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. 'Z tych dzieci co to teraz są poważnymi mamami i tatusiami to musiały być kiedyś niezłe numery. ' no patrz, jakie to życie. Jak dotąd nie jestem tatusiem (jeszcze), może kiedyś :), ale lubię takie odniesienia u młodszego pokolenia... obserwując, jak dorastali moi siostrzeńcy i jak dorasta obecnie mały Paul... podoba mi się świeżość tej opowieści... jako mały brzdąc nie wspinałem się po górach tylko z Rodzicami chodziłem w pielgrzymkę na Jasną Górę tam robiąc swoje kilometry, im byłem starszy tych było ich więcej samodzielnie... sporo tych kilometrów zrobiłem z Warszawy do Częstochowy przez kilkadziesiąt lat :)

    Życzę twórczego spojrzenia... i postaram się zaglądać.. w sumie pochodzę zza miedzy Tymku, z Karczewa... choć mieszkam w większym mieście na literę 'K'.. :)

    OdpowiedzUsuń